Zapiski przyjaciela collie.

Okno na "Opowieści z Sosnowego Lasu"

środa, 31 października 2012


Okładki książek powstają w różny sposób.
Okładka książki Mikołaja "Opowieści z Sosnowego Lasu" też ma swoją historię. Fragment tej historii przeczytaliście w zapisku "Tarta z Zacisznego Dworku", ale czy to koniec ? O nie, to dopiero początek. Po całej historii okładki kręci się mnóstwo historii i collie.
Oto kilka kolejnych szczegółów




Okna z okładki książki to okno z sypialni domu położonego w lesie z widokiem na sosnowy las. W domu, w którym mieszkają nasi przyjaciele z dwoma collie, z kominkiem z namalowanym collie. Jak my lubimy przy nim siadać.

W czasie fotografowania okna po planie wesoło biegały cztery collie. 

Zdjęcia okna zrobiono- 30.10.2012
 



Na tylnej stronie okładki jest zdjęcie Mikołaja z collie Denfris MAGICAL BLISS zrobione w czasie spaceru dnia 22.04.2012. Pamiętacie ten film ?

Kręci się na nim pięć collie: NEBRA Przyjacielskie Nastawienie, Denfris MAGICAL BLISS, Sunresc Lace CARUSO, BIG DREAM Grenwood FCI, DELILAH Grenwood FCI.







A skąd się wzięła nazwa Wydawnictwa Rudy Smok ? O tym w następnym zapisku





12 listopada 2012 zapraszamy na premierę książki- link

Słodka tarta z Zacisznego Dworku


Sprawa wydania książki Mikołaja "Opowieści z Sosnowego Lasu" przybrała niebywałego tempa, a problem znalezienia desek na okładkę stał najważniejszą potrzebą życiową wtorkowego dnia. Przecież nie będziemy robić zdjęcia deskom na podłodze. Są zbyt ciemne i nie mają tego czegoś, tego, co niesie emocje, czyli przekaźnika wspomnień. 


Wiedzieliśmy natomiast jedno. Najpiękniejszy domek z drewna schowany w lesie mają Brydzia i Rysiu. Domek o kolorze desek, jakich potrzebowaliśmy na okładkę. My potrzebowaliśmy właśnie takiego okna na sosnowy las.
Zdołałam tylko wyjąć z lodówki sernik do Małgosi ( nie daj się prosić, tylko przesyłaj przepis) i już jechaliśmy z dwoma collie w samochodzie do Zacisznego Dworku.


Deski obfotografowaliśmy na dwa aparaty, a potem pozostało już tylko grzanie się przy kominku i to przy jakim!!!! I była jeszcze tarta, co to za ciasto !!!! Wypróbujcie sami.


Dla nas to ciasto będzie miało swój nośnik emocjonalny, o coraz dłuższej wspólnej historii.

Tarta z Zacisznego Dworku
 
Składniki:na ciasto:

30 dkg musli

1/3 szkl. mąki
3/4 kostki masła
1/2 szkl. cukru
3 żółtka
10 dkg orzechów
szczypta soli

Składniki na wypełnienie tarty:
 

duży słoik przecieru z jabłek
10 dkg rodzynek
2 galaretki cytrynowe

Przygotowanie:

Musli rozgnieść wałkiem do ciasta, orzechy posiekać. Wszystkie składniki połączyć na jednolitą masę, którą wyłożyć do wysmarowanej masłem i wysypanej tartą bułką tortownicy. Wylepić masę wywijając na ściankę brzegi do wys. ok 3 cm.

Piec 15 minut w temp. 180 C - wystudzić.

Przecier jabłkowy rozgrzać w rondlu i wsypać rodzynki i 1 suchą galaretkę cytrynową, wymieszać i ostudzić do momentu tężenia, wówczas wyłożyć na upieczoną tartę.

Drugą galaretkę wcześniej rozpuścić w niepełnej ilości wody z przepisu i zalać w momencie tężenia.
Całość wstawić do lodówki.
/Można zastosować również inne wersje owoców , smaków i dodatków bakaliowych /

Smacznego życzy

Brydzia


 
Wieczorem, kiedy emocje już nieco opadły, a Mikołaj dalej zajadał się dowiedzioną do domu tartą przyszła pora na pierogi, gdyż, jak co roku jutro w szkole u Mikołaja jest dzień słodko-kwaśny czyli trzeba coś upiec. Cel chwalebny na rzecz schroniska dla zwierząt, mamy pieką, dzieciaki częstują i sprzedają, przekazując potem zebrane fundusze. Rozpoczęliśmy razem prace nad pierogami chizze ( przepis- link na blogu ). I wówczas stałą się rzecz niemożliwa!

Ile razy w życiu udało się Wam złamać wałek do ciasta? Złamać tak po prostu w rączkach?
Czy myślicie, że to rzecz niemożliwa? Oj nie, nie ma rzeczy niemożliwych!!!

Przy szafie w kuchni porozkładały się collie, wciskając swoje plecy w szafkę, tak umiejętnie, żeby ich morda była najbliżej miejsca, z którego w razie szczęścia może coś przypadkiem skapnąć z blatu. A na blacie oj się dzieje!! I nagle trzask !!!
Stało się niemożliwe, pękł wałek. Nie ma rzeczy niemożliwych !

Życie wśród ludzi a 12 tydzień

wtorek, 30 października 2012


Lubię żyć wśród ludzi, spotykać się, ot tak zwyczajnie i dzielić tym, co mamy, bez zbędnych przygotowań i wymyślnych kombinacji. Czasami jednak mam także ochotę na pustelnię, na zaszycie się w moim lesie i na wielkie nic nie robienie, zastygając niczym usypiająca powoli jesienna przyroda.
A jak to jest u collie?
Małe szczeniaczki uczą się być z człowiekiem. One chłoną człowieka, pragnąc głaskania i przytulania.  One chcą chodzić za człowiekiem. Nie potrzeba nawoływać, nie trzeba używać wymyślnych sposobów żeby chciały iść za człowiekiem.
Widać to najlepiej na filmach. Małe 12 tygodniowe collie biegają i idą za przewodnikiem, ale nie zapominają także z własnej woli o kamerzyście.
Jeśli tego przyszli właściciele nie popsują, to tak będzie dalej.












Dzień z życia

niedziela, 21 października 2012




Dzień, motyl słoneczny!

Kolejny stopień na schodach, kręta droga marzeń, pusta kartka wielkiej księgi. Kolorowy odcisk dłoni...

Budzę się. Jak co dzień zbieram myśli i rozglądam się dokoła. Wstaję obiema nogami. Na zegarek nawet nie patrzę: mam ich w pokoju kilka, ale każdy wskazuje złą godzinę. Nie jestem niewolnikiem czasu.

Włączam jakąś płytę Dylana, witam się z psami, jem płatki śniadaniowe, myję zęby, chodząc po całym domu i rozmyślając. Spoglądam przez okno. Niebo szare, słońca nie widać, mgła unosi się znad ziemi. Nie trzeba wychodzić, żeby wiedzieć, że jest naprawdę chłodno. I wieje. Pogoda nastraja, by zapaść się w miękkim fotelu przed kominkiem i zagłębić w jakąś ciekawą książkę, byle nie moknąć. Uśmiecham się do siebie – na dziś mam zupełnie inne plany.

Biorę wodę, kanapkę, ubieram się i idę do garażu. Czeka tam na mnie rower. Niebieski góral z rogatą kierownicą i niepasującym do niczego starym, skórzanym siodełkiem na sprężynach. Dostałem je kiedyś od dziadka, żeby mi się wygodnie jeździło podczas długich wypraw. Dziś nadszedł czas, żeby je wypróbować. Czas na rajd rowerowy.

Dołączam do reszty znajomych, którzy zdążyli się już zebrać. Przystanek pierwszy: pomnik Armii Krajowej w Toruniu z 1990 roku. Dziś jest 73 rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego i Szarych Szeregów – to z tej okazji jest rajd. Dziś więcej o niedawnej, najważniejszej historii Polski dowiem się na takich wycieczkach niż w szkole. A trzeba przecież pamiętać.

Jedziemy przez Stawy Przysieckie w kierunku Skłudzewa. Las jest dziś ponury i wilgotny, jakby jeszcze się nie obudził – albo na coś czekał. Mnóstwo grzybiarzy z koszykami w rękach chodzi ze wzrokiem utkwionym w ziemi, co chwila z satysfakcją się pochylając. Mamy właśnie wysyp grzybów.

Rozmawiam z kolegami. Droga na razie jest prosta, utwardzona, jadę  z przyjemnością, oddychając głęboko świeżym powietrzem. Podnoszę wzrok ku niebu. Zamiast choć nikłego promyka słońca na nosie czuję pierwszą kroplę... Znak. Ostrzeżenie. Motywacja. Piękno. Jak kto woli... Słyszałem kiedyś, że niektórzy ludzie czują deszcz, a inni po prostu mokną. Ciekawe.

To była tylko pierwsza kropla, jak gwizdek sędziego przed rozpoczęciem meczu piłki nożnej. Później z chmur zaczynają spadać na nas wiadra deszczu, który z każdą chwilą przybiera na sile. Ulewa z prawdziwego zdarzenia. Co robić? Zatrzymujemy się, zakładamy kurtki, naciągamy kaptury na głowy. I...jedziemy dalej. Hej, przyjaciele, naprzód, na spotkanie z przygodą!

Pojawia się błoto i kałuże na piaszczystej drodze, kamienie stają się śliskie. Zaczynam szybciej oddychać i wytężać wzrok, próbując dostrzec coś przez zasłonę deszczu. Zmieniam przerzutkę i mocniej pedałuję. Po chwili jest już cały mokry. I ubłocony oczywiście.

Pogoda zmienną jest. Deszcz co jakiś czas ustaje, to znowu przybiera na sile. A my jedziemy dalej, nawet nie myśląc o powrocie. Kierunek: Zamek Bierzgłowski. Komuś puściła dętka, ktoś przewrócił się, próbując podjechać pod górkę, ktoś zgubił plecak. Przedzieramy się przez krzaki, zatrzymujemy, by zjeść jabłka z przydrożnego drzewa, przeprawiamy przez rzeczkę, do której niejeden wpada. Nikt nie narzeka. Cieszymy się, że możemy uczestniczyć w tym wyjątkowym rajdzie – że ten dzień jest dla nas wielką, wspólną przygodą. Naszą niezwykłą opowieścią.

W tym właśnie tkwi sedno sprawy. Ktoś mógłby wyjrzeć przez okno z niechęcią i powiedzieć: „Ech, nie warto, zostanę w domu. Po cię się męczyć?” Nie ma się z kogo pośmiać, nie ma w tym nic głupiego – a więc nie warto. Usiądzie na kanapie, włączy telewizor, pogra w jakieś gry, będzie nudził się i narzekał, że nie wie, co ze sobą zrobić. Pytanie tylko: czy potem będzie mógł powiedzieć, że jego dzień był piękny, a nie szary jak niebo za oknem? Dziś należy wyłącznie do nas i to my decydujemy, jakie będzie. To niepowtarzalna szansa, którą trzeba wykorzystać, coś nowego, czego koniecznie trzeba spróbować. Wsiąść z przyjaciółmi na rowery i z radością ruszyć ku przygodzie! Bo to nie pogoda, ale my jesteśmy władcami dnia...

Przetrwaliśmy, cali mokrzy i ubłoceni. Deszcz w końcu przestał padać, choć las cały czas nim ociekał. Dotarliśmy do naszego kolejnego przystanku, czyli pomnika w Olku upamiętniającego miejsce mordu harcerzy walczących o Polskę w czasie II wojny światowej. Pomodliliśmy się za nich i zapaliliśmy znicz. Potem ruszyliśmy na Barbarkę, gdzie Niemcy w roku 1939 zamordowali około 600 Polaków z okolic Torunia. Gdy wojna dobiegła końca, rozkopali zbiorowe mogiły i spalili zwłoki – o jednej jednak zapomnieli. Tutaj, pod pomnikiem klęczącego mężczyzny z przestrzeloną piersią, zapłonął nasz drugi znicz. W tym momencie słońce wyszło zza chmur.

Postawiliśmy rowery przy Zielonej Szkole, nadzialiśmy kiełbaski na patyki i zaczęliśmy je piec nad ogniskiem. Po ponad 40 km przejechanych w deszczu taka kiełbaska zupełnie inaczej smakuje. Po jakimś czasie rozjechaliśmy się, każdy w swoją stronę.

Ledwo stojąc, otwieram drzwi od domu. Wchodzę. Tak więc wróciłem, wyobraźcie sobie, naprawdę wróciłem! Do małych, szalonych rudych smoków, do mojego pianina, biurka z wiecznym bałaganem, regałów książek, zeszytu i pióra, ciepłego, czerwonego barszczu jedzonego wraz z rodzicami. Wróciłem do domu, do mojego sosnowego lasu...wyobraźcie sobie!

Dopiero teraz czuję w nogach przejechane kilometry. Zmęczony, zagłębiam się w zielony fotel, wystawiając stopy do ciepłej kozy. Chcę sięgnąć po książkę, lecz rezygnuję – dlaczego jest tak ciemno? Odwracam się i spoglądam przez okno. Ponuro jak w nocy. Wicher targa drzewami. Po niebie przetaczają się grzmoty, w oddali lśnią ostrza błyskawic. Morze deszczu z hukiem spada na ziemię.

Pomyśleć:  każda kropla tworzy mój niezwykły dzień z życia.

Mikołaj Wyrzykowski, lat 15, Rozgarty 11.10.2012
Zapraszamy na stronę www.mikolajwyrzykowski.pl
Już listopadzie premiera książki "Opowieści z Sosnowego Lasu" Mikołaja Wyrzykowskiego.

Ulga rodzinna

czwartek, 18 października 2012


Temat rodzą się w różny sposób. Ten powstał przy dzisiejszym obiedzie. Temat podatkowy.

W radiu słychać informacje na temat zmian w prawie podatkowym.
Nie będzie…. i tu następuje wyliczanka, cięcia ulg.
Przyznam się, nie za dobrze słyszę co mówią. Radio cicho gra, a i ja przegryzając obiad, więcej słyszę swoje mlasku mlasku niż podawane informacje.
-  Co mówią, nic nie wiem- pytam się Wojtka
- Cicho, bo nie słyszę. Mają między innymi zlikwidować od nowego roku ulgę rodzinną. Jeśli w rodzinie jest jedno dziecko, to już nie będzie przysługiwać ulga rodzinna - odzywa się Wojtek, tłumacząc zapowiedzi zmian podatkowych
- A co jeśli mamy w rodzinie pięć collie ?- rzucił szybko Mikołaj znad talerza.


Wtorkowe ręce

środa, 17 października 2012


Wtorek
Wyrwałam dźwiczki od pralki
Zrobiłam na obiad pierogi z dynią
Zapakowałam w woreczki przywiezione 25 kilo mięsa dla psów


Malina w żywieniu collie

sobota, 13 października 2012


One wiedzą, co jest dobre. Ech te moje collie, zjadają maliny z krzaczków. Im niżej są owoce tym dla nich lepiej. 


Maliny jedzą duże i małe collie. Jedzą wprost z krzaczka.Zresztą co tu nie mówić, tak malina smakuje najlepiej.


 Niuchają malinę i delikatnie ściągają owoc. Jak to wygląda?


Film ciężko nakręcić. Ledwie udało mi się zrobić zdjęcia.  



Czy jecie maliny? Czy dajecie swoim psom maliny? Wiem, że wielu się zapyta- psom maliny ? Niemożliwe, po co ? Ano po zdrowie.



Malina to bogactwo składników odżywczych-  witaminy C, E, B1, B2, B6, B9 (kwas foliowy), K, wapń, magnez, żelazo, potas, fosfor, miedź, pektyny.  Sporo tego, prawda ?


 Liście malin zawierają garbniki, polifenole (między innymi kwas elagowy), wapń, żelazo, miedź. 


Maliny można ( człowiek i collie):

1) jeść z krzaczków, czyli bez obróbki

2) sporządzać napar z suszonych liści malin ( 1 łyżka suszonych liści na 1/2 szklanki wrzątku parzone pod przykryciem przez 15 minut ). Taki napar posiada działanie przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, ściągające, rozkurczowe, moczopędne, żółciopędne, przeciwgorączkowe i przeciwbiegunkowe.

3) sporządzać napar z suszonych owoców ( 2 łyżki na 1 szklankę wrzątku, przykryte i parzone przez 15 minut)

 

Lubi być z człowiekiem

czwartek, 11 października 2012
Kiedy ktoś  się mnie pyta co lubi robić collie, zawsze odpowiadam o najważniejszym - "lubi być z człowiekiem"
Co o znaczy "lubi być" ?
Niby prosta sprawa., a jednak...
To jest tak jak z dyniami. W ogródku można zasiać różne rzeczy, ale teren jest ograniczony, a więc....wybierasz te które najbardziej lubisz.....dynie. Taaak, i wtedy nawet w lesie sosnowym rosną dynie.
Niemożliwe ? A jednak !


Collie lubią robić różne rzeczy i w wielu są najlepsze. Jednak jeśli mają wybór czym się zająć w danym momencie, a nie mogą teraz robić jednocześnie, to pójdą za człowiekiem.
Nawet po dynie.....


Będą się nachylać, doglądać, smakować, zbierać, niuchać. Jak one to robią....to już kolejna historia.


Collie chcą być z człowiekiem, lubią z człowiekiem siedzieć, pracować, bawić się.


"Być z człowiekiem" to dla collie sercowa sprawa.


Moja największa dyni ma 147 cm średnicy.
W mojej spiżarni jest już 92 dżemów dyniowo-jabłkowych.
Kto daje więcej ?

Na grzyby i na jabłka

wtorek, 9 października 2012
W moim lesie rosną grzyby. W moim lesie pomiędzy prawdziwkami i czarnymi łepkami biegają collie.


W moim koszyku są grzyby. W  moim koszyku są collie.


Małe i duże collie wspólnie biegają pomiędzy grzybami i razem odpoczywają.


Po domu roznoszą się zapachy jesieni - suszone grzyby, pieczone, jabłka, nadziewane twarogiem z cynamonem i cukrem ( swoją drogą polecam, zwłaszcza wieczorem).  
Czy można nie kochać polskiej jesieni ?


Zielone boa na kolację

niedziela, 7 października 2012

Miało być ciasto do kawy. A tu niespodziewanie z rękawa wysunęło się długie i zielone. Zaskoczyło nas wszystkich. Do tego tego stopnia, że czym prędzej wzięłam długi nóż do ręki, rozwinęłam na naprędce papier, bach w głowę i do buzi. 
Wojtek zdołał krzyknąć:
- Aaaaa a ja ? 
I był niezwykle szybki w tym okrzyku. Na tyle szybki, że potężny kawałek, który trzymałam w ręku, nie zdołał zniknąć w otwartej ....




Zielone boa
Składniki
1,2 kg szpinaku mrożonego
2 łyżki masła
1 serek śmietankowy
20 dkg łososiowa wędzonego
koperek, pieprz, gałka muszkatołowa, czosnek
Przygotowanie
Szpinak odsączyć i usmaży,c na maśle. Ostudzić i dodać 4 żółtka, kaszkę mannę, sól, pieprz, gałkę muszkatołowa i na koniec ubite białka.
Wyłożyć na papier do pieczenia wysmarowany olejem. Piec 15 minut na 180 stopni ( dół).
Wystudzone ciasto wysmarować serkiem, posypać koperkiem i pokrojonym łososiem. Ciasto zwinąć i zawinąć w folię spozywczą. Włożyć do lodówki.


 A potem było już tylko głaskanie maluchów

Śliwki dla rodziny

piątek, 5 października 2012


Śliwki, które dostałam w prezencie stoją na podłodze w kuchni w dużej, żółtej misce. Okrążam nieco wadzącą mi w kursowaniu po kuchni miskę. Wtem pod nogami czuję coś twardego. Spoglądam pod papcie, a tu pestka. Zwykła pestka od śliwki. Skąd się wzięła?
Jakoś nie dowierzam. Przecież sama jeszcze nie zdążyłam zjeść ani jednej śliwki, pestka także mi sama z miski nie wypadła, bo nawet śliwek jeszcze nie obierałam do zaplanowanych na obiad knedli. Więc skąd ta pestka?
Sprawa sama szybciutko się wyjaśniła. 
Przyjrzawszy się dokładniej zobaczyłam więcej pestek porozrzucanych po podłodze i…. zobaczyłam jak Nebra* podchodzi do miski, bierze do dzioba śliwkę i boczkiem wypluwa pestkę. Ot i cała tajemnicy. Tak oto znikają śliwki w oczekiwaniu na obiad..



Śliwka zawiera witaminy A, C, E, B6, K, polifenole (między innymi kwas chlorogenowy), potas, wapń, żelazo, fosfor, magnez, błonnik. Śliwki zmniejszają ryzyko rozwoju nowotworu. Zawierają pektyny pobudzając perystaltykę jelit, „wymiatają” zalegające w nich resztki pokarmu i produkty przemiany materii. Działają przeciwmiażdżycowo, hamując wchłanianie cholesterolu, wpływają korzystnie na układ nerwowy ( magnez i witamina B6), regulują ciśnienie krwi ( potas), regulują proces krzepnięcia krwi ( znaczna ilość wit. K), uszczelniają naczynia krwionośne (wit.C)

  
Naukowcy z Texas AgriLife Research Lab ( magazyn Agriculture and Food Chemistry ) przeprowadzili badania, których wyniki wskazują, że naturalne ekstrakty z owoców śliwy (Black Splendor) i brzoskwini (Rich Lady) niszczą komórki nowotworowe, nie degradując jednocześnie komórek zdrowych. Ekstrakty okazały się być skuteczne także w bardzo agresywnych formach nowotworu. Prace dokumentujące korzyści zdrowotne owoców pestkowych została poparta przez Warzyw i Centrum Doskonalenia Owoce w Texas A & M University, US Department of Agriculture i Drzewo California Umowa Fruit.( link - przeczytaj więcej)

Niemcy. Collie i daniel.

środa, 3 października 2012
Miałam zamiar napisać całkiem o czym innym. 
W mojej głowie gościły przygody śliwkowe i malinowe. Potem wdarł się niespodziewanie zielony wąż, o tu drzyjcie czytelnicy co się wydarzy niebawem.
Jednak kiedy zobaczyłam ten film Veroniki, nie mogłam inaczej. Zapatrzyłam się.


Autor filmy Veronika Baer, Niemcy

Nigdy nie widziałam czegoś takiego, a Wy ? Dwa collie i daniel. 
Jak one się bawią! Dwa collie Buma i Tinka lubią się przeciągać zabawkami, a do ich zabawy włącza się Susurich. 
Czyż to nie jest hipnotyzujący widok ?
Veronika, dziękuje za film i przesyłam gorące pozdrowienia z Polski.