Bajka " O chłopcu i ziarenku drzewa"
Autor Mikołaj Wyrzykowski
część 2
Narif wędrował już kilka dni. Był bardzo głodny. Nie miał gdzie zdobyć jedzenia, ponieważ tylko w napotykanych co jakiś czas gospodach czy osadach mógł się najeść, a w lesie było bardzo mało owoców.
Do góry pozostały mu jeszcze około dwa dni drogi, lecz nie przejmował się tym. W powietrzu dało się czuć niezwykłą woń nadchodzących zmian, jakby miało nastąpić coś nowego. Powietrze było rześkie i Narif z wielką przyjemnością nim oddychał. Zima powoli się kończyła, zaczynały się roztopy. Właśnie teraz, w lato miały nadejść powodzie. Ale jak na razie nie było na to żadnych oznak. Jak na razie, widać było że nadchodzi coś nowego wraz ze zbliżaniem się Narifa do góry. To wisiało w powietrzu. Można było to łatwo wyczuć. Wszędzie.
Chłopiec szedł właśnie przez szeroką połać ziemi, na której rzadko, ale można było napotkać wystrzeliwujące z ziemi łodygi trzcin. Słońce jak zwykle nie świeciło i zrobiło się późne popołudnie. Niedługo trzeba będzie przystanąć na nocny odpoczynek. Narif zatrzymał się na chwilę i wciągał w płuca cudowną woń. Nie wiedział jeszcze, co ona oznacza, lecz powoli przychodziło mu to na myśl.
Nagle z oddali do jego uszu dobiegł stłumiony krzyk. Narif zesztywniał i rozglądnął się dokoła. Nic nie było widać. Po chwili dźwięk znów się powtórzył. Tym razem chłopiec ocknął się z przerażenia i pobiegł za odgłosem krzyku. Pies pobiegł za nim, ale już po chwili go wyprzedził. Narif pomyślał chwilę i popędził za psem. Łuk i kołczan znacznie go spowalniały, więc nie zastanawiając się ani chwili szybko zdjął je przez ramię i odrzucił od siebie. Teraz było mu znacznie lepiej, więc przyspieszył biegu. Zobaczył, jak pies zatrzymuje się koło górki ziemi i w tym samym momencie jego noga trafiła na opór, a Narif gwałtownie przewrócił się. Jego twarz byłą całą brudna od ziemi. Bolała go jedna ręka i kostka. Lecz już po chwili wstał i otrzepał się. Spojrzał w stronę, gdzie prawdopodobnie się o coś potknął. Leżał tam ostro zakończony kamień skryty wśród kępki trzcin. Rozmasował obolałą rękę oraz nogę i ruszył w stronę miejsca, gdzie stał jego towarzysz. Gdy doszedł do tego miejsca, spostrzegł, że pies siedzi obok wykopanego dołu. Ziemia z dołu leżała rozrzucona obok, a gdy Narif podszedł bliżej i zaglądnął do środka, okazało się, że na dnie leży człowiek.
Gdy tylko ten zobaczył Narifa, jego twarz od razu się rozjaśniła i z trudem podniósł się z ziemi.
Prosił Narifa o pomoc, opowiadając mu, jak napadli go rozbójnicy i wepchnęli do dołu. Okazało się, że mężczyzna idzie w stronę miasta Berlamount, leżącego dzień drogi od góry Esterlah. A to bardzo dobrze się składało.
Lecz w tym momencie do jego głowy wdarła się straszna myśl. By ocalić wszystkich, musi zdążyć do góry w półtora dnia. Jeśli pomoże temu człowiekowi, będzie musiał odprowadzić go do najbliższej osady, do której jest pół dnia drogi. Czyli wtedy nie zdąży dotrzeć do góry na czas, co równa się z utratą ocalenia.
I zanim mężczyzna zdążył złapać jego dłonie, Narif gwałtownie przyciągnął je do siebie. Liczy się większość.
Mężczyzna spojrzał na niego smutno.
– Niestety nie mogę ci pomóc. Mi też się spieszy i to za bardzo ważnymi sprawami.-powiedział Narif.- Nie mogę ci pomóc.- dodał, podkreślając wcześniej powiedziane słowa.
Człowiek nawet nie próbował do niego nic powiedzieć. Tylko patrzył się na niego smutnym wzrokiem, jakby rozmyślając o tym co mu powiedziano. Narif po chwili bezcelowego patrzenia odwrócił się i odszedł. Gdy szedł w stronę góry Esterlah nie słyszał już jęków ani nawoływań czy próśb. Nie słyszał wiatru rozwiewającego mu włosy. Nie czuł piasku chrzęszczącego mu pod stopami, a co najgorsze nie czuł już tego pięknego, pobudzającego zapachu. W jego głowie biły się ze sobą dwa oddziały myśli.
To chciał zawrócić, by pomóc biednemu człowiekowi, lecz nie mógł, ponieważ wtedy przychodziła druga myśl, która mówiła mu, iż musi pomóc naturze i wszystkim ludziom, nie tylko temu jednemu mężczyźnie. Ale właśnie ten mężczyzna był wśród wszystkich ludzi. I gdy Narif go uratuje, raczej nie zdąży już dotrzeć do góry i zasadzić drzewa w odpowiednim momencie. Lecz właśnie ten człowiek może mu pomóc bardziej niż ktokolwiek inny. „Może i nie zdążę do Esterlah, ale na pewno sprawię radość temu mężczyźnie i nie stanę się egoistą”- pomyślał chłopiec.
Narif obrócił się na pięcie i zawrócił w stronę dołu, w którym leżał człowiek.
Chłopiec od razu zaczął odczuwać świeży powiew wiatru i zapachy, a także piasek. Mężczyzna bardzo, ale to bardzo ucieszył się, że Narif zawrócił i obiecywał odwdzięczyć się w przyszłości. Po kilku minutach Narif wyciągnął go z dołu i razem rozpoczęli podróż do znajomych kupców mężczyzny.
Jeszcze dziękując, człowiek rozpoczął rozmowę z Narifem. Mówił, że przyszedł z Epanem, miasta leżącego w oddali, a teraz spieszy się do domu kupców leżącego pół dnia drogi stąd. Powiedział też, że bardzo byłby rad, gdyby Narif z nim poszedł i był mu bardzo wdzięczny, za to że chłopiec wyciągnął go z dołu. Obiecywał się odwdzięczyć.
Narif podał Gerdowi tyle jedzenia, ile mu tylko zostało. Sam też trochę zjadł, po czym ruszyli w dalszą drogę a on zaczął opowieść.
Opowiadając, wciąż myślał o utraconej szansie. Idąc musiał podtrzymywać słabego kupca, co go jeszcze bardziej osłabiało. Miał nadzieję, że u kupców wreszcie będzie mógł normalnie coś zjeść i się napić.
Część 3
Część 3
Mikołaj Wyrzykowski
lat 12
Toruń, napisane 27.02.2010 – 25.03.2010
0 komentarze:
Prześlij komentarz