Zapiski przyjaciela collie.

Bajka: O chłopcu i ziarenku drzewa- część 3

środa, 26 października 2011



Bajka " O chłopcu i ziarenku drzewa"
Autor Mikołaj Wyrzykowski

część 3


Do domu kupców przybyli wieczorem. Przyjęto ich bardzo miło. Po obfitej kolacji Narif wraz z Gerdem zmęczeni udali się na spoczynek. Noc minęła bardzo spokojnie. Oboje późno wstali z łóżek i jeszcze długo nie mogli się dobudzić. W końcu jednak rozbudzili się na dobre i zasiedli do stołu na śniadanie. Chłopiec opowiedział kupcom o tym, co ma zrobić, a oni słuchali z uwagą. Podczas śniadania Narif dawał jedzenie psu, który cały czas obok niego siedział. Gdyby nie on, nie odnalazłby Gerda.

Collie: ALLEMANDE Grenwood FCI


Wszyscy rozprawiali o wyprawie Narifa i zgodnie uważali, że bez względu na to, że Narif już nie zdąży, powinien kontynuować wyprawę. Przecież może się udać. Tak więc od razu dwoje kupców przygotowało dla nich prowiant i inne niezbędne rzeczy tak, że w okolicy południa mogli już wyjeżdżać.
Gdy konie były już objuczone zapasami, a wędrowcy gotowi do wymarszu, obaj żegnali się jeszcze z kupcami. A ci życzyli im jak najszybszej drogi i osiągnięcia celu. Na koniec przemówił starzec.
Oby droga była dla was szczęśliwa i byście wypełnili powierzoną wam misję. Będziemy czekać na pierwszy promień słońca i pierwsze zakwitnięcie kwiatów.

Mikołaj i collie: Denfris MAGICAL BLISS i BIG DREAM Grenwood FCI 

Po tych słowach Narif i Gerd także się pożegnali i zwrócili wierzchowce ku swojemu celowi, ku górze Esterlah.
Droga minęła im nadzwyczaj spokojnie. Nie doświadczyli żadnych napadów rozbójników, deszczów ani też burzy piaskowej. Przez całą drogę wietrzyk lekko dmuchał, a do dalszej jazdy pobudzała ich rześkość powietrza, co mało kiedy mogli zaznać. „Natura mi pomaga”- pomyślał Narif. I była to niewątpliwie najtrafniejsza rzecz, o jakiej dotychczas pomyślał.
Drugiego dnia, gdy szarość zaczynała ciemnieć, a wśród nocy zaczynały się rozlegać głosy dzikich zwierząt wędrowcy trafili do podnóża góry Esterlah. I właśnie tam postanowili rozbić obóz. Od razu zasnęli, niespokojni odgłosami z zewnątrz, a kiedy rano się obudzili byli już gotowi do wspinaczki i mogli zobaczyć górę w pełnej okazałości. Esterlah nie była taka wysoka, wręcz przeciwnie, jak na górę była bardzo niska. Jej boki rzadko porastały dziwne drzewa podobne do sosen, dalej góra była już skalista. Jedynie na samym jej wierzchołku można było dostrzec zieleń i to jaką bujną! Po skalistych występach piął się w górę sznurek niedbale wykutych schodów, które były jedyną bezpieczną ścieżką wiodącą na szczyt.
Zanim wyruszymy, chciałbym się jeszcze napić.- powiedział Narif- a Gerd tylko kiwnął potakująco głową.


Chłopiec podszedł do strumyka płynącego po prawej stronie góry jednocześnie sprawdzając, czy nadal ma ziarenko drzewa Esterlah w kieszeni. Włożył dłoń do kieszeni i przetrząsnął wszystkie jej wszystkie zakamarki. Ale ziarenka nie było! Narif sprawdził w drugiej kieszeni, ale tam też go nie było. Zginęło, przepadło! I co on teraz pocznie? Całą wyprawa zdała się na nic.
Chłopiec już zwrócił się w stronę Gerda, pragnąc podzielić się z nim tą smutną wiadomością, gdy nagle coś uderzyło go w głowę. Nie było to bolesne, więc nie mogło być to coś ciężkiego. Narif spojrzał na ziemię i zobaczył szyszkę leżącą tuż obok jego stopy. Szybko podniósł ją i włożył do kieszeni. Przecież można zasadzić każde ziarenko, a więc także i to. Narif szybko podszedł do Gerda nie zamierzając mu nic o tym mówić.

Obaj w ciągu godziny wspięli się na górę, na której zastał ich wspaniały widok. Otóż cała góra byłą porośnięta bujną, zieloną trawą, z której wyłaniało się wiele przepięknych kwiatów a także pełno krzewów, na których wisiały owoce. 


Były tu też wysokie drzewa z rozłożystymi koronami. Na skraju góry rosły sosny, zaś w jej środku brzozy. Wszystkie rośliny wyglądały na żywe i wciąż poruszające się i zmieniające kształty. Tworzyły kręgi, w środku których rosła trawa i kwiaty. Na samym środku widać było najmniejszy krąg, na którym oprócz trawy nic nie rosło. Wyglądało na to, iż to miejsce jest na coś specjalnie przygotowane.


Narif wraz z Gerdem wykopali mały dołek i tam położyli ziarenko. Gdy Gerd chciał już zasypywać, okazało się że trzeba je jeszcze polać wodą, by lepiej wyrosło. Narif wrócił po godzinie z wodą, podlali ziarenko i przykryli je ziemią. Następnie znów Gerd podlał ziemię tam, gdzie znajdowało się ziarenko i obaj patrzyli się jeszcze chwilę na swoje dzieło, po czym odeszli na bok.

Zaraz rozbili namiot w miejscu, gdzie mogliby założyć obóz i to jak najbliżej drzewa. Ale teraz stało się coś niezwykłego i po chwili rozbijania namiotu wędrowcy zaniechali tego i zaczęli oglądać  wspaniałe zjawisko. 


Słońce niespodziewanie wyjrzało zza chmur spowijających niebo, co Narif i Gerd powitali okrzykiem czystej radości. Naraz też ptaszki poczęły śpiewać swoje ulubione piosenki, drzewa jakby mocniej się zazieleniły a wszystkie rośliny, cała natura tańczyła z radości. Przyszłą wiosna, czas radości, sadzenia drzew. I właśnie jedno posadzone drzewo wywołało tyle radości. Coś niesamowitego! 


Narif i Gerd, chociaż spóźnili się i na dodatek zgubili ziarenko drzewa mogli z radością napawać się widokiem pierwszych od tylu lat promieni słonca przedzierających się przez białe, kursujące statki pierzastych chmur.
Narif i Gerd szybko zbiegli na skraj wierzchołka góry Esterlah i obserwowali co się dzieje. A działo się naprawdę wiele! Wszystkie drzewa, kwiaty krzewy błyskawicznie wyrastały i zakwitały, mieniąc się różnymi kolorami. Woda pobliskiego strumyczka odbijała blask słońca, a całe połacie ziemi pokrywały się zielenią, światłem i radością. Wszystko to było takie piękne! Patrzeć, jak po tylu latach, ciemnych latach słońce wznosi się wysoko nad horyzont i oświetla wszystkie drzewa. Naraz też pobudziły się wszystkie zwierzęta, owady i zaczęły latać i bzyczeć wkoło głów wędrowców. A oni stali tak przez długi czas wpatrując się w zmianę pory roku jakiej jeszcze nie było, nadejście wiosny. Potem obaj usiedli i dyndając nogami nad górą wpatrywali się w to piękne zjawisko jeszcze do późnego popołudnia.
To wydarzenie zapoczątkowało nową erę, erę słońca, zieleni i radości. Narif i Gerd czujnie doglądali drzewa i rzadko kiedy opuszczali je na długi czas. Pomagali mu wzrastać i jak najtroskliwiej opiekowali się nim, a pies wraz z nimi. 

 Collie: BIG DREAM Grenwood FCI 

Pewnego dnia późnym latem pies zaszczekał przeraźliwie i szybko przyszedł do Narifa. Ten wraz z Gerdem poszli za nim i ujrzeli stado dzikich stworzeń, które żyły w Apperind przez wszystkie lata ciemności. Były to wielkie, czerwone mrówki z ostrymi szczypcami, którymi kłapały na wszystkie strony.
Wiedzieli po co te stworzenia tu przyszły. Chciały zniszczyć drzewo, ale Narif i Gerd nie zamierzali im go oddać łatwo. Bronili się zaciekle przed natarciem wielkich mrówek. Jedna zraniła Gerda i podrapała Narifa, ale w końcu po długim starciu wędrowcy odnieśli zwycięstwo. Nie chcieli zabijać mrówek, ponieważ jak każda istota, nawet zła,  miały prawo do życia. Dlatego też szybko przepędzili stworzenia, które więcej już nie odważyły się przybyć w to miejsce. Pomogły im w tym drzewa, które zdezorientowały rywali zrzucając im na głowy szyszki, a także gęsto rosnące krzewy, przez które mrówki nie mogły się przedostać. Z pomocą przyszły też rośliny z kolcami, które potrafiły poważnie zranić nierozważne mrówki. Pomogła im natura.


Innych niezwykłych przygód wędrowcy już nie mieli. A drzewo rosło pięknie i obrastało w liście. Było już coraz bardziej dojrzałe. Narif i Gerd zachwycali się każdą zmieniającą się porą roku, szczególnie wiosną i jesienią, która właśnie się zaczynała. Liście spadały z drzew, tworząc miękki dywan na ziemi, a słońce, zmęczone wiosną i latem leniwie przebijało się przez chmury. Wkrótce też nadeszła zima, czas wielkich mrozów. Ale i w tą porę roku Gerd i Narif opiekowali się drzewem. A to pięknie już wyrosło, w bardzo szybkim tempie, i mogło się już samo utrzymać przy życiu. Dlatego też dni, w których wędrowcy musieli się opiekować drzewem nieoczekiwanie szybko mijały, ponieważ do końca zimy pozostało już tylko kilka dni. Oboje postanowili, że za dwa dni o świcie wyruszą w podróż powrotną, każdy do swojego domu. Lecz kiedy Narif obudził się nazajutrz rano, Gerda już nie było, a przecież mieli wyjść dopiero za jeden dzień. Chłopiec szukał przyjaciela na górze i wokół niej, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć. W końcu pogodził się z tym, usprawiedliwiając go tak „Chciał po prostu szybciej wrócić do domu. I tyle.”
Dlatego na drugi dzień jeszcze przed świtem Narif pogłaskał drzewo po korze w celu pożegnania i wraz ze swoim towarzyszem, psem, wyruszył do domu.

Nigdzie po drodze nie miał szczególnych przygód ani też nie zobaczył Gerda. Ale radował się tym, że wreszcie może widzieć słońce i zieleń oraz ludzi cieszących się z tego, których było mnóstwo. Przed zamkiem też stało dużo ludzi, dworzan w zwykłych, barwnych szatach a także innych, oczekujących mieszczan. Wyglądało to, jakby na kogoś lub coś czekali. Nikt nic nie robił. Nie podlewał  kwiatów, nie pracował w polu. W tłumie rozlegały się tylko szepty. A gdy ktoś zobaczył idącego w ich stronę Narifa, krzyknął, a cały tłum ożył, rozstępując się na boki i formując przejście wprost do zamkowych wrót. Kiedy Narif zbliżył się do tłumu, usłyszał powitania, a z zamku wyszedł król, który rządził tu w czasie nieobecności Narifa, a za nim szedł kapłan niosący koronę na jedwabistej poduszce ze złotymi frędzelkami. Za nimi  szło jeszcze kilku ważnych dworzan, wszyscy byli wystrojeni w piękne, odświętne ubranie. Było ono koloru białego ze złotymi i srebrnymi pasami przecinającymi je wzdłuż i w poprzek. „Co to wszystko ma znaczyć?”- myślał Narif i zadawał sobie to pytanie w nieskończoność. Po chwili król podszedł do niego i przemówił donośnym głosem.

 Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy.

Jako król i władca wielkiego miasta Apperind mam zaszczyt ogłosić nowego króla i przekazać mu mą koronę.- tu władca spojrzał się na Narifa, a jego lśniąca, szara broda zamiotła ziemię pod nim.
Chłopiec zdezorientowany rozejrzał się w tłumie. Przez chwilę zdawało mu się, że błysnęła mu twarz znajomego mężczyzny... Powrócił spojrzeniem w tamto miejsce i ujrzał Gerda z radością uśmiechającego się do niego. „ To chyba on powiedział o wszystkim”- pomyślał Narif, ale w żadnym wypadku nie miał mu tego za złe. Ale już po pierwszym zobaczeniu tych wszystkich ludzi domyślił się, że wiedzą o nim i o jego misji wszystko.

Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy. Collie Denfris MAGICAL BLISS

Król kontynuował przemowę.
Abyście wiedzieli, robię to z wielką przyjemnością. Dlaczego? Otóż właśnie Narif ocalił nas od wiecznej ciemności.  Powiedział to mi jego odważny przyjaciel, Gerd.- tu król przeniósł wzrok na mężczyznę, którego Narif uratował z dołu- Narif przez chęć pomocy, zasadzenie drzewa i opiekowanie się nim przez wszystkie pory roku dowiódł nam, że jest bardzo odpowiedzialny i potrafi pomagać. Nie tylko ludziom, ale i cała naturze. I właśnie z tego, jak i także wielu innych powodów oddaję mu moją koronę. Oby sprawował rządy lepiej ode mnie!- kończąc to przemówienie król odsunął się robiąc przejście kapłanowi niosącemu koronę.

 Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy.

A ten, wymawiając niezrozumiałe dla Narifa słowa uroczyście włożył mu na głowę koronę. Gdy tylko dotknęła jego włosów tłum wiwatował, a zewsząd poleciały w powietrze kolorowe wstążki. Narif nie mógł w to uwierzyć. Był tak oszołomiony, że nie był w stanie nawet o tym myśleć. Przecież on tylko zasadził drzewo, pomógł ludziom i naturze. I właśnie z tego powodu stał się królem? To niemożliwe. Ale taka jest prawda. Ogłoszono nowego króla, Narifa.


 Autor bajki : Mikołaj Wyrzykowski i jego Bliska
Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy. Collie Denfris MAGICAL BLISS





0 komentarze: