Zapiski przyjaciela collie.

Uśmiechnięte muffiny

piątek, 28 października 2011
W czwartek wieczorem piekarnik rozgrzewał na ciemno okrągłe muffiny z marchewką, które stale liczyłam- jedna, druga, dziesiąta, trzydziesta. Miałam zamówienie od Mikołaja  na 50 sztuk. Potroiłam porcję przepisu w nadziei, że  osiągnę zaplanowaną liczbę. Starczyło ciasta na 45 sztuk. Wszystkie miały być smaczne, ładnie przyozdobione i sprzedawane w szkole na cel charytatywny.  Do mnie należało upieczenie. Wojtek pełnił niezwykle odpowiedzialną rolę nadania każdej muffinie indywidualnych cechy poprzez lukrowe uśmiechy o smaku cytrynowym. Cały wieczór trwało pieczenie i ozdabianie.


Muffiny z marchewką ( lub dynią)
Składniki:
1,5 szklanki maki, 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia, 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej, 3/4 łyżeczki soli, 3 łyżeczki rozpuszczalnej kawy zbożowej, 1 łyżeczka cynamonu, 3/4 szklanki oleju, 3 duże jajka, 3/4 szklanki cukru, 2 szklanki grubo startej marchewki ( lub dyni)
Na lukier - sok z cytryny i cukier puder
Przygotowanie:
Ubić jajka z cukrem, dodać mieszając mikserem  dodać mąkę, proszek, olej, przyprawy. Następnie dodać utartą marchew i wymieszać łyżką.  Piec w temperaturze 180 stopni 15 minut. Ozdobić lukrem według fantazji.

W piątek całe szczęście okazało, że wszystkie szybciutko zniknęły ze szkolnego stoiska i co najważniejsze smakowały. 

Bajka: O chłopcu i ziarenku drzewa- bajka i prace plastyczne



Książka wydana przez Młodzieżowy Dom Kultury w Częstochowie zawiera :
- reprodukcje 31 prac plastycznych nagrodzonych w ostatnich latach w Ogólnopolskim Konkursie Twórczości Plastycznej i Fotograficznej “Cztery pory roku na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej” 
-12 tekstów literackich nagrodzonych w trzech edycjach konkursu “Bajki na cztery pory roku”. 
Komisarzem konkursu plastycznego oraz pomysłodawcą konkursu literackiego jest Maciej Lipiec, który opracował wspólnie z Studiem “Garmond” stronę graficzna publikacji. Wyboru tekstów dokonał Sebastian Banaszczyk.

Uzupełniam pierwszy wpis dotyczący wydanych bajek, ponieważ nie ma w nim linku do całości książki. 
Bajki i prace plastyczne tworzą wspaniałą kompozycję, którą można oglądać pod adresem

Bajka" O chłopcu i ziarenku drzewa" Mikołaj Wyrzykowski s. 22-30



Słone ciasteczka do zupy dyniowej

czwartek, 27 października 2011
Zupę dyniową można jeść z grzankami, krewetkami, ale można także ze słonymi ciasteczkami. Pogacze to nasze ulubione ciasteczka na słono, z zupą dyniową tworzą wspaniały duet.


Na zdjęciu duet ciasteczkowy. Collie: DELILAH Grenwood FCI w wieku 7,5 m-c

Słone ciasteczka
Składniki
1 kostka twarogu 250 g
1 kostka masła 250 g
250 g maki - tyle aby po połączeniu twarogu i masła powstało ciasto
jajko
ser żółty
Sól
Przygotowanie
Twaróg ugniatamy z masłem w ręku dodając mąką. Całość musi utworzyć jednolite ciasto, które zawijamy w papier i wkładamy do lodówki na około 1 godzinę. Po tym czasie wyjmuje ciasto, wałkujemy na grubość około 3 cm. Z ciasta wykrawamy krążki układając na posypanej lekko mąką blaszce. Krążki smarujemy roztrzepanym jajkiem, posypuje solą i pokrojonym w cienkie paseczki ( lub utartym) serem żółtym.
Pieczemy w temperaturze 180 stopni do czasu aż się zrumienia.
Taka porcja ciasteczek jak na zdjęciu wychodzi z powyższego przepisu.



Collie - ze względu na wartości odżywcze dostają do jedzenia pulpę dyniową, która stanowi dla nich jednocześnie wielki przysmak.

Bajka: O chłopcu i ziarenku drzewa- część 3

środa, 26 października 2011



Bajka " O chłopcu i ziarenku drzewa"
Autor Mikołaj Wyrzykowski

część 3


Do domu kupców przybyli wieczorem. Przyjęto ich bardzo miło. Po obfitej kolacji Narif wraz z Gerdem zmęczeni udali się na spoczynek. Noc minęła bardzo spokojnie. Oboje późno wstali z łóżek i jeszcze długo nie mogli się dobudzić. W końcu jednak rozbudzili się na dobre i zasiedli do stołu na śniadanie. Chłopiec opowiedział kupcom o tym, co ma zrobić, a oni słuchali z uwagą. Podczas śniadania Narif dawał jedzenie psu, który cały czas obok niego siedział. Gdyby nie on, nie odnalazłby Gerda.

Collie: ALLEMANDE Grenwood FCI


Wszyscy rozprawiali o wyprawie Narifa i zgodnie uważali, że bez względu na to, że Narif już nie zdąży, powinien kontynuować wyprawę. Przecież może się udać. Tak więc od razu dwoje kupców przygotowało dla nich prowiant i inne niezbędne rzeczy tak, że w okolicy południa mogli już wyjeżdżać.
Gdy konie były już objuczone zapasami, a wędrowcy gotowi do wymarszu, obaj żegnali się jeszcze z kupcami. A ci życzyli im jak najszybszej drogi i osiągnięcia celu. Na koniec przemówił starzec.
Oby droga była dla was szczęśliwa i byście wypełnili powierzoną wam misję. Będziemy czekać na pierwszy promień słońca i pierwsze zakwitnięcie kwiatów.

Mikołaj i collie: Denfris MAGICAL BLISS i BIG DREAM Grenwood FCI 

Po tych słowach Narif i Gerd także się pożegnali i zwrócili wierzchowce ku swojemu celowi, ku górze Esterlah.
Droga minęła im nadzwyczaj spokojnie. Nie doświadczyli żadnych napadów rozbójników, deszczów ani też burzy piaskowej. Przez całą drogę wietrzyk lekko dmuchał, a do dalszej jazdy pobudzała ich rześkość powietrza, co mało kiedy mogli zaznać. „Natura mi pomaga”- pomyślał Narif. I była to niewątpliwie najtrafniejsza rzecz, o jakiej dotychczas pomyślał.
Drugiego dnia, gdy szarość zaczynała ciemnieć, a wśród nocy zaczynały się rozlegać głosy dzikich zwierząt wędrowcy trafili do podnóża góry Esterlah. I właśnie tam postanowili rozbić obóz. Od razu zasnęli, niespokojni odgłosami z zewnątrz, a kiedy rano się obudzili byli już gotowi do wspinaczki i mogli zobaczyć górę w pełnej okazałości. Esterlah nie była taka wysoka, wręcz przeciwnie, jak na górę była bardzo niska. Jej boki rzadko porastały dziwne drzewa podobne do sosen, dalej góra była już skalista. Jedynie na samym jej wierzchołku można było dostrzec zieleń i to jaką bujną! Po skalistych występach piął się w górę sznurek niedbale wykutych schodów, które były jedyną bezpieczną ścieżką wiodącą na szczyt.
Zanim wyruszymy, chciałbym się jeszcze napić.- powiedział Narif- a Gerd tylko kiwnął potakująco głową.


Chłopiec podszedł do strumyka płynącego po prawej stronie góry jednocześnie sprawdzając, czy nadal ma ziarenko drzewa Esterlah w kieszeni. Włożył dłoń do kieszeni i przetrząsnął wszystkie jej wszystkie zakamarki. Ale ziarenka nie było! Narif sprawdził w drugiej kieszeni, ale tam też go nie było. Zginęło, przepadło! I co on teraz pocznie? Całą wyprawa zdała się na nic.
Chłopiec już zwrócił się w stronę Gerda, pragnąc podzielić się z nim tą smutną wiadomością, gdy nagle coś uderzyło go w głowę. Nie było to bolesne, więc nie mogło być to coś ciężkiego. Narif spojrzał na ziemię i zobaczył szyszkę leżącą tuż obok jego stopy. Szybko podniósł ją i włożył do kieszeni. Przecież można zasadzić każde ziarenko, a więc także i to. Narif szybko podszedł do Gerda nie zamierzając mu nic o tym mówić.

Obaj w ciągu godziny wspięli się na górę, na której zastał ich wspaniały widok. Otóż cała góra byłą porośnięta bujną, zieloną trawą, z której wyłaniało się wiele przepięknych kwiatów a także pełno krzewów, na których wisiały owoce. 


Były tu też wysokie drzewa z rozłożystymi koronami. Na skraju góry rosły sosny, zaś w jej środku brzozy. Wszystkie rośliny wyglądały na żywe i wciąż poruszające się i zmieniające kształty. Tworzyły kręgi, w środku których rosła trawa i kwiaty. Na samym środku widać było najmniejszy krąg, na którym oprócz trawy nic nie rosło. Wyglądało na to, iż to miejsce jest na coś specjalnie przygotowane.


Narif wraz z Gerdem wykopali mały dołek i tam położyli ziarenko. Gdy Gerd chciał już zasypywać, okazało się że trzeba je jeszcze polać wodą, by lepiej wyrosło. Narif wrócił po godzinie z wodą, podlali ziarenko i przykryli je ziemią. Następnie znów Gerd podlał ziemię tam, gdzie znajdowało się ziarenko i obaj patrzyli się jeszcze chwilę na swoje dzieło, po czym odeszli na bok.

Zaraz rozbili namiot w miejscu, gdzie mogliby założyć obóz i to jak najbliżej drzewa. Ale teraz stało się coś niezwykłego i po chwili rozbijania namiotu wędrowcy zaniechali tego i zaczęli oglądać  wspaniałe zjawisko. 


Słońce niespodziewanie wyjrzało zza chmur spowijających niebo, co Narif i Gerd powitali okrzykiem czystej radości. Naraz też ptaszki poczęły śpiewać swoje ulubione piosenki, drzewa jakby mocniej się zazieleniły a wszystkie rośliny, cała natura tańczyła z radości. Przyszłą wiosna, czas radości, sadzenia drzew. I właśnie jedno posadzone drzewo wywołało tyle radości. Coś niesamowitego! 


Narif i Gerd, chociaż spóźnili się i na dodatek zgubili ziarenko drzewa mogli z radością napawać się widokiem pierwszych od tylu lat promieni słonca przedzierających się przez białe, kursujące statki pierzastych chmur.
Narif i Gerd szybko zbiegli na skraj wierzchołka góry Esterlah i obserwowali co się dzieje. A działo się naprawdę wiele! Wszystkie drzewa, kwiaty krzewy błyskawicznie wyrastały i zakwitały, mieniąc się różnymi kolorami. Woda pobliskiego strumyczka odbijała blask słońca, a całe połacie ziemi pokrywały się zielenią, światłem i radością. Wszystko to było takie piękne! Patrzeć, jak po tylu latach, ciemnych latach słońce wznosi się wysoko nad horyzont i oświetla wszystkie drzewa. Naraz też pobudziły się wszystkie zwierzęta, owady i zaczęły latać i bzyczeć wkoło głów wędrowców. A oni stali tak przez długi czas wpatrując się w zmianę pory roku jakiej jeszcze nie było, nadejście wiosny. Potem obaj usiedli i dyndając nogami nad górą wpatrywali się w to piękne zjawisko jeszcze do późnego popołudnia.
To wydarzenie zapoczątkowało nową erę, erę słońca, zieleni i radości. Narif i Gerd czujnie doglądali drzewa i rzadko kiedy opuszczali je na długi czas. Pomagali mu wzrastać i jak najtroskliwiej opiekowali się nim, a pies wraz z nimi. 

 Collie: BIG DREAM Grenwood FCI 

Pewnego dnia późnym latem pies zaszczekał przeraźliwie i szybko przyszedł do Narifa. Ten wraz z Gerdem poszli za nim i ujrzeli stado dzikich stworzeń, które żyły w Apperind przez wszystkie lata ciemności. Były to wielkie, czerwone mrówki z ostrymi szczypcami, którymi kłapały na wszystkie strony.
Wiedzieli po co te stworzenia tu przyszły. Chciały zniszczyć drzewo, ale Narif i Gerd nie zamierzali im go oddać łatwo. Bronili się zaciekle przed natarciem wielkich mrówek. Jedna zraniła Gerda i podrapała Narifa, ale w końcu po długim starciu wędrowcy odnieśli zwycięstwo. Nie chcieli zabijać mrówek, ponieważ jak każda istota, nawet zła,  miały prawo do życia. Dlatego też szybko przepędzili stworzenia, które więcej już nie odważyły się przybyć w to miejsce. Pomogły im w tym drzewa, które zdezorientowały rywali zrzucając im na głowy szyszki, a także gęsto rosnące krzewy, przez które mrówki nie mogły się przedostać. Z pomocą przyszły też rośliny z kolcami, które potrafiły poważnie zranić nierozważne mrówki. Pomogła im natura.


Innych niezwykłych przygód wędrowcy już nie mieli. A drzewo rosło pięknie i obrastało w liście. Było już coraz bardziej dojrzałe. Narif i Gerd zachwycali się każdą zmieniającą się porą roku, szczególnie wiosną i jesienią, która właśnie się zaczynała. Liście spadały z drzew, tworząc miękki dywan na ziemi, a słońce, zmęczone wiosną i latem leniwie przebijało się przez chmury. Wkrótce też nadeszła zima, czas wielkich mrozów. Ale i w tą porę roku Gerd i Narif opiekowali się drzewem. A to pięknie już wyrosło, w bardzo szybkim tempie, i mogło się już samo utrzymać przy życiu. Dlatego też dni, w których wędrowcy musieli się opiekować drzewem nieoczekiwanie szybko mijały, ponieważ do końca zimy pozostało już tylko kilka dni. Oboje postanowili, że za dwa dni o świcie wyruszą w podróż powrotną, każdy do swojego domu. Lecz kiedy Narif obudził się nazajutrz rano, Gerda już nie było, a przecież mieli wyjść dopiero za jeden dzień. Chłopiec szukał przyjaciela na górze i wokół niej, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć. W końcu pogodził się z tym, usprawiedliwiając go tak „Chciał po prostu szybciej wrócić do domu. I tyle.”
Dlatego na drugi dzień jeszcze przed świtem Narif pogłaskał drzewo po korze w celu pożegnania i wraz ze swoim towarzyszem, psem, wyruszył do domu.

Nigdzie po drodze nie miał szczególnych przygód ani też nie zobaczył Gerda. Ale radował się tym, że wreszcie może widzieć słońce i zieleń oraz ludzi cieszących się z tego, których było mnóstwo. Przed zamkiem też stało dużo ludzi, dworzan w zwykłych, barwnych szatach a także innych, oczekujących mieszczan. Wyglądało to, jakby na kogoś lub coś czekali. Nikt nic nie robił. Nie podlewał  kwiatów, nie pracował w polu. W tłumie rozlegały się tylko szepty. A gdy ktoś zobaczył idącego w ich stronę Narifa, krzyknął, a cały tłum ożył, rozstępując się na boki i formując przejście wprost do zamkowych wrót. Kiedy Narif zbliżył się do tłumu, usłyszał powitania, a z zamku wyszedł król, który rządził tu w czasie nieobecności Narifa, a za nim szedł kapłan niosący koronę na jedwabistej poduszce ze złotymi frędzelkami. Za nimi  szło jeszcze kilku ważnych dworzan, wszyscy byli wystrojeni w piękne, odświętne ubranie. Było ono koloru białego ze złotymi i srebrnymi pasami przecinającymi je wzdłuż i w poprzek. „Co to wszystko ma znaczyć?”- myślał Narif i zadawał sobie to pytanie w nieskończoność. Po chwili król podszedł do niego i przemówił donośnym głosem.

 Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy.

Jako król i władca wielkiego miasta Apperind mam zaszczyt ogłosić nowego króla i przekazać mu mą koronę.- tu władca spojrzał się na Narifa, a jego lśniąca, szara broda zamiotła ziemię pod nim.
Chłopiec zdezorientowany rozejrzał się w tłumie. Przez chwilę zdawało mu się, że błysnęła mu twarz znajomego mężczyzny... Powrócił spojrzeniem w tamto miejsce i ujrzał Gerda z radością uśmiechającego się do niego. „ To chyba on powiedział o wszystkim”- pomyślał Narif, ale w żadnym wypadku nie miał mu tego za złe. Ale już po pierwszym zobaczeniu tych wszystkich ludzi domyślił się, że wiedzą o nim i o jego misji wszystko.

Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy. Collie Denfris MAGICAL BLISS

Król kontynuował przemowę.
Abyście wiedzieli, robię to z wielką przyjemnością. Dlaczego? Otóż właśnie Narif ocalił nas od wiecznej ciemności.  Powiedział to mi jego odważny przyjaciel, Gerd.- tu król przeniósł wzrok na mężczyznę, którego Narif uratował z dołu- Narif przez chęć pomocy, zasadzenie drzewa i opiekowanie się nim przez wszystkie pory roku dowiódł nam, że jest bardzo odpowiedzialny i potrafi pomagać. Nie tylko ludziom, ale i cała naturze. I właśnie z tego, jak i także wielu innych powodów oddaję mu moją koronę. Oby sprawował rządy lepiej ode mnie!- kończąc to przemówienie król odsunął się robiąc przejście kapłanowi niosącemu koronę.

 Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy.

A ten, wymawiając niezrozumiałe dla Narifa słowa uroczyście włożył mu na głowę koronę. Gdy tylko dotknęła jego włosów tłum wiwatował, a zewsząd poleciały w powietrze kolorowe wstążki. Narif nie mógł w to uwierzyć. Był tak oszołomiony, że nie był w stanie nawet o tym myśleć. Przecież on tylko zasadził drzewo, pomógł ludziom i naturze. I właśnie z tego powodu stał się królem? To niemożliwe. Ale taka jest prawda. Ogłoszono nowego króla, Narifa.


 Autor bajki : Mikołaj Wyrzykowski i jego Bliska
Foto z miesiąca wysłania bajki na konkurs. 25.03.2010 Poczdam Niemcy. Collie Denfris MAGICAL BLISS





Bajka: O chłopcu i ziarenku drzewa- część 2

wtorek, 25 października 2011

Bajka " O chłopcu i ziarenku drzewa"
Autor Mikołaj Wyrzykowski

część 2



Narif wędrował już kilka dni. Był bardzo głodny. Nie miał gdzie zdobyć jedzenia, ponieważ tylko w napotykanych co jakiś czas gospodach czy osadach mógł się najeść, a w lesie było bardzo mało owoców. 


Do góry pozostały mu jeszcze około dwa dni drogi, lecz nie przejmował się tym. W powietrzu dało się czuć niezwykłą woń nadchodzących zmian, jakby miało nastąpić coś nowego. Powietrze było rześkie i Narif z wielką przyjemnością nim oddychał. Zima powoli się kończyła, zaczynały się roztopy. Właśnie teraz, w lato miały nadejść powodzie. Ale jak na razie nie było na to żadnych oznak. Jak na razie, widać było że nadchodzi coś nowego wraz ze zbliżaniem się Narifa do góry. To wisiało w powietrzu. Można było to łatwo wyczuć. Wszędzie.
Chłopiec szedł właśnie przez  szeroką połać ziemi, na której rzadko, ale można było napotkać wystrzeliwujące z ziemi łodygi trzcin. Słońce jak zwykle nie świeciło i zrobiło się późne popołudnie. Niedługo trzeba będzie przystanąć na nocny odpoczynek. Narif zatrzymał się na chwilę i wciągał w płuca cudowną woń. Nie wiedział jeszcze, co ona oznacza, lecz powoli przychodziło mu to na myśl.


Nagle z oddali do jego uszu dobiegł stłumiony krzyk. Narif zesztywniał i rozglądnął się dokoła. Nic nie było widać. Po chwili dźwięk znów się powtórzył. Tym razem chłopiec ocknął się z przerażenia i pobiegł za odgłosem krzyku. Pies pobiegł za nim, ale już po chwili go wyprzedził. Narif pomyślał chwilę i popędził za psem. Łuk i kołczan znacznie go spowalniały, więc nie zastanawiając się ani chwili szybko zdjął je przez ramię i odrzucił od siebie. Teraz było mu znacznie lepiej, więc przyspieszył biegu. Zobaczył, jak pies zatrzymuje się koło górki ziemi i w tym samym momencie jego noga trafiła na opór, a Narif gwałtownie przewrócił się. Jego twarz byłą całą brudna od ziemi. Bolała go jedna ręka i kostka. Lecz już po chwili wstał i otrzepał się. Spojrzał w stronę, gdzie prawdopodobnie się o coś potknął. Leżał tam ostro zakończony kamień skryty wśród kępki trzcin. Rozmasował obolałą rękę oraz nogę i ruszył w stronę miejsca, gdzie stał jego towarzysz. Gdy doszedł do tego miejsca, spostrzegł, że pies siedzi obok wykopanego dołu. Ziemia z dołu leżała rozrzucona obok, a gdy Narif podszedł bliżej i zaglądnął do środka, okazało się, że na dnie leży człowiek.
Gdy tylko ten zobaczył Narifa, jego twarz od razu się rozjaśniła i z trudem podniósł się z ziemi.
Prosił Narifa o pomoc, opowiadając mu, jak napadli go rozbójnicy i wepchnęli do dołu. Okazało się, że mężczyzna idzie w stronę miasta Berlamount, leżącego dzień drogi od góry Esterlah. A to bardzo dobrze się składało.
Lecz w tym momencie do jego głowy wdarła się straszna myśl. By ocalić wszystkich, musi zdążyć do góry w półtora dnia. Jeśli pomoże temu człowiekowi, będzie musiał odprowadzić go do najbliższej osady, do której jest pół dnia drogi. Czyli wtedy nie zdąży dotrzeć do góry na czas, co równa się z utratą ocalenia.
I zanim mężczyzna zdążył złapać jego dłonie, Narif gwałtownie przyciągnął je do siebie. Liczy się większość.
Mężczyzna spojrzał na niego smutno.


Niestety nie mogę ci pomóc. Mi też się spieszy i to za bardzo ważnymi sprawami.-powiedział Narif.- Nie mogę ci pomóc.- dodał, podkreślając wcześniej powiedziane słowa.

Człowiek nawet nie próbował do niego nic powiedzieć. Tylko patrzył się na niego smutnym wzrokiem, jakby rozmyślając o tym co mu powiedziano. Narif po chwili bezcelowego patrzenia odwrócił się i odszedł. Gdy szedł w stronę góry Esterlah nie słyszał już jęków ani nawoływań czy próśb. Nie słyszał wiatru rozwiewającego mu włosy. Nie czuł piasku chrzęszczącego mu pod stopami, a co najgorsze nie czuł już tego pięknego, pobudzającego zapachu. W jego głowie biły się ze sobą dwa oddziały myśli.

To chciał zawrócić, by pomóc biednemu człowiekowi, lecz nie mógł, ponieważ wtedy przychodziła druga myśl, która mówiła mu, iż musi pomóc naturze i wszystkim ludziom, nie tylko temu jednemu mężczyźnie. Ale właśnie ten mężczyzna był wśród wszystkich ludzi. I gdy Narif go uratuje, raczej nie zdąży już dotrzeć do góry i zasadzić drzewa w odpowiednim momencie. Lecz właśnie ten człowiek może mu pomóc bardziej niż ktokolwiek inny. „Może i nie zdążę do Esterlah, ale na pewno sprawię radość temu mężczyźnie i nie stanę się egoistą”- pomyślał chłopiec.
Narif obrócił się na pięcie i zawrócił w stronę dołu, w którym leżał człowiek.


Chłopiec od razu zaczął odczuwać świeży powiew wiatru i zapachy, a także piasek. Mężczyzna bardzo, ale to bardzo ucieszył się, że Narif zawrócił i obiecywał odwdzięczyć się w przyszłości. Po kilku minutach Narif wyciągnął go z dołu i razem rozpoczęli podróż do znajomych kupców mężczyzny.
 Jeszcze dziękując, człowiek rozpoczął rozmowę z Narifem. Mówił, że przyszedł z Epanem, miasta leżącego w oddali, a teraz spieszy się do domu kupców leżącego pół dnia drogi stąd. Powiedział też, że bardzo byłby rad, gdyby Narif z nim poszedł i był mu bardzo wdzięczny, za to że chłopiec wyciągnął go z dołu. Obiecywał się odwdzięczyć.
Narif podał Gerdowi tyle jedzenia, ile mu tylko zostało. Sam też trochę zjadł, po czym ruszyli w dalszą drogę a on zaczął opowieść. 


Opowiadając, wciąż myślał o utraconej szansie. Idąc musiał podtrzymywać słabego kupca, co go jeszcze bardziej osłabiało. Miał nadzieję, że u kupców wreszcie będzie mógł normalnie coś zjeść i się napić.

Część 3

Mikołaj Wyrzykowski
lat 12


Toruń, napisane 27.02.2010 – 25.03.2010




Bajka: O chłopcu i ziarenku drzewa- część 1

poniedziałek, 24 października 2011
We wrześniu 2011 ukazała się długo oczekiwana przez naszą rodzinę książka  “Bajki na cztery pory roku” wydana przez Młodzieżowy Dom Kultury w Częstochowie.  


 Młodzieżowy Dom Kultury w Częstochowie- link do publikacji

"Bajki na cztery pory roku"-  kliknij i zobacz bajki i prace plastyczne
Bajka " O chłopcu i ziarenku drzewa" Mikołaj Wyrzykowski s. 22-30

Książka zawiera :
- reprodukcje 31 prac plastycznych nagrodzonych w ostatnich latach w Ogólnopolskim Konkursie Twórczości Plastycznej i Fotograficznej “Cztery pory roku na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej” 
-12 tekstów literackich nagrodzonych w trzech edycjach konkursu “Bajki na cztery pory roku”. 
Komisarzem konkursu plastycznego oraz pomysłodawcą konkursu literackiego jest Maciej Lipiec, który opracował wspólnie z Studiem “Garmond” stronę graficzna publikacji. Wyboru tekstów dokonał Sebastian Banaszczyk.

Z wielką radością oczekiwaliśmy tej książki, gdyż miała zawierać bajkę " O chłopcu i ziarenku drzewa" ( s. 21-29) napisaną przez Mikołaja Wyrzykowskiego, który w II edycji konkursu ( rok 2010) "Bajki na cztery pory roku" otrzymał I miejsce, mają wówczas 12 lat. 

Tematyka konkursowych bajek dotyczyła "szeroko pojętego myślenia proekologicznego, ze szczególnym uwzględnieniem poszanowania natury, ochrony przyrody, troski o środowisko naturalne, a także propagowania wartości humanistycznych i humanitarnych, ujętych w aurze procesów przyrodniczych i zmieniających się pór roku" ( z treści regulaminu konkursu).


Wreszcie nadeszła paczka z przepięknie wydaną książką " Bajki na cztery pory roku" . Wielka radość.

Gratuluję wszystkim laureatom konkursu plastycznego i literackiego, których prace zostały opublikowane oraz organizatorowi i wydawcy MDK w Częstochowie. Całość tworzy niezapomniany bajkowy klimat i przenosi w świat, w którym ważny jest człowiek i przyroda.
Anna Wyrzykowska


Bajka " O chłopcu i ziarenku drzewa"
Autor Mikołaj Wyrzykowski

część 1



Apperind było bardzo rozległym miastem, można by nawet  powiedzieć, iż wyglądało to raczej na małe państwo niż na miasto. Mimo swojej wielkości Apperind zamieszkiwało mało ludzi- ich domki można było spotkać jedynie wokół zamku bądź przy murach kilku mniejszych fortyfikacji. Nikt nie chciałby mieszkać w tym mieście. Słońce nie zawitało w te strony od niepamiętnych czasów, a porami roku było tylko lato i zima.  Kiedyś były tu wszystkie pory roku, a każda przechodziła kolejno w drugą. Lecz wiosna, lato, jesień i zima to tylko wspomnienia, tak samo jak słońce, które stale przesłaniają chmury, a i ono nie chce zza nich wyjrzeć. Efektem tego było to, iż zima nagle przechodziła w lato, a mieszkańcy przez całe lato musieli odwadniać dopadnięte powodzią tereny. Przez to kwiaty nie miały jak rosnąć, a przy życiu pozostały tylko najwytrwalsze zwierzęta i najsilniejsze drzewa.


W zamku mieszkał dworzanin imieniem Narif. Jego oczy były koloru brązowego, podobnie jak gładkie włosy. Ubranie miał jak każdy dworzanin tego zamku: czerwono niebieską tunikę z takimi samymi spodniami i zieloną chustą przewiązaną na szyi. Na głowie spoczywała niewysoka, kwadratowa czapka. Teraz jednak, kiedy umarł król, wszyscy musieli zmienić stroje na czarne, żałobne. Gdy Narif szedł korytarzem, do nikogo się nie odzywał. Wszyscy mieli twarze posępne, on zresztą też był w bardzo złym nastroju. Dlatego razem z kilkoma rówieśnikami  wyruszyli na polowanie.

Narif wraz z Nedralem, swoim bratem i jego kolegą śmigał na koniu wypatrując zwierzyny. Wiedział, że w Apperind zwierzęta są rzadkością i bardzo trudno je napotkać, ale chciał zażyć trochę przyjemności polowania, której od tak dawna nie doświadczył. Wszystkie ich konie miały brązową sierść z czarnymi podpalaniami na nogach i bokach, białe grzywy oraz prężne nogi, dzięki którym mogły biegać prawie tak szybko jak strzała. Zaś wszyscy jeźdźcy ubrani byli w ciepłe, żałobne stroje.
Nedral wraz ze swoim rówieśnikiem pojechali przodem, mówiąc że Narif ma zostać i pilnować tyłu. Niebawem obaj zniknęli mu z oczu, a on sam zwolnił i zaczął uważnie rozglądać się na boki. Ale nie było tu nic ciekawego do oglądania: napotykane co jakiś czas powalone pnie drzew, bardzo mało kwiatów i roślin, ale najbardziej doskwierał brak słońca i jego przyjemnych promieni.


Po kilku minutach swobodnego truchtu i rozglądania się na boki Narif odbił w prawo. Wiedział, że tym samym coraz bardziej oddala się od zamku, ale chciał zaznać odrobiny spokoju. Narif jechał tak na koniu kilkadziesiąt metrów, gdy z niedaleko znajdującej się polany zaczęło wydobywać się jasne, błogie światło, skierowane jakby wprost na Narifa. Jego koń momentalnie zaczął prychać i wierzgać się jak oszalały. Widać, że to światło go niepokoiło. Narif, nie mogąc usiedzieć na koniu, szybko zeskoczył z niego i poturlał się kilka metrów dalej. W samą porę, ponieważ gdy tylko wstał, konia już nie było, zdołał zobaczyć tylko jego znikający ogon za drzewami.


Szybko wstał i otrzepał się z czarnej, ziemi. Światło wciąż wydobywało się z polany, jednak Narif miał wrażenie, jakby nie sama polana byłą jego źródłem, ale coś się w niej znajdującego. Chłopiec szybko utkwił wzrok w tym blasku i na czworakach zaczął się powoli skradać w jego stronę.
Wraz ze zmniejszaniem odległości, jaka go dzieliła od celu, blask to natężał się, to stawał się coraz łagodniejszy. Gdy już był przy samej polanie, gałązka trzasnęła pod jego stopą. Chciał się gwałtownie odwrócić i uciec, ale nie wiedzieć czemu nogi odmówiły mu posłuszeństwa i stał teraz o krok od polany. Nie miał wyboru. Postawił krok i wszedł na oblaną blaskiem polanę.
Od razu ujrzał siedzącą na ziemi wróżkę. Przecież to niemożliwe! Zobaczył wróżkę! Była bardzo mała, skrzydełka miała teraz złożone. Na blond włosach spoczywała korona, zaś cała ubrana byłą w jaskrawą sukienkę. Też spojrzała na Narifa. Wyglądało to tak, jakby od dłuższego czasu na niego czekała.
Narif nachylił się do niej i powiedział.
Jak się tu dostałaś? Po co? Przecież w naszym mieście nie ma zieleni i słońca, a co dopiero wróżek!- Narif był bardzo zdziwiony. Jeszcze nigdy nie słyszał, by wróżka przyszła do Apperind!
Przyleciałam tu właśnie z tego powodu. Chcę wam pomóc. - powiedziała wróżka
Ale w jaki sposób? Przecież dla mnie i dla Apperind nie ma już ratunku.- odparł Narif, a z nadzieją powiedział w duchu „A może się mylę?”
  Otóż czekałam tu na ciebie od dłuższego czasu. A wiesz czemu akurat na ciebie?- powiedziała, a Narif potrząsnął mocno głową- Dlatego, że nie jesteś taki jak inni. Dlatego, że jesteś dobrym człowiekiem jakich mało, a przede wszystkim, pragniesz by znowu pojawiło się słońce i zazieleniła trawa. Inni się już z tym pogodzili, ale ty wyszedłeś naprzód i nie masz zamiaru tego zrobić. Rozumiesz?
Narif przez dłuższą chwilę z nieruchomą twarzą przypatrywał się wróżce. Przecież ona znała go na wylot!
Skąd to wszystko wiesz?- wyszeptał
Po prostu to wiem. Nie pytaj skąd. Ale nie przyszłam tu po to, by z tobą po prostu porozmawiać. Chcę ci powiedzieć, że możesz to wszystko naprawić! A teraz słuchaj uważnie.
Narif nadstawił uszu i przysunął się do wróżki, by słyszeć co mówi swym cienkim głosikiem.
Zaraz dam ci nasiono drzewa Esterlah, które zasadzisz na szczycie góry o tej samej nazwie. Ale wiedz, iż mogłoby to być jakiekolwiek drzewo. Lecz by wzmocnić siłę działania, daję ci właśnie to nasiono - i wróżka wyciągnęła z małej kieszonki maleńkie nasionko, które następnie dała Narifowi.
Strzeż tego jak oka w głowie. Nie możesz go zgubić.- To słysząc chłopiec włożył nasionko do swojej kieszeni.
A co mam zrobić po zasadzeniu drzewa? Co się wtedy stanie?- spytał niepewnie Narif.
Następnie opiekuj się drzewkiem przez cały rok, czyli wszystkie jego pory. By to drzewko wyrosło na dorodne, trzeba mu poświęcić naprawdę dużo czasu i pracy. I jeśli już na takie wyrośnie, zaświeci słońce i wszystko będzie się zielenić. W zimę też opiekuj się drzewkiem, by było w pełni bezpieczne. Musisz je zasadzić w odpowiednim momencie, czyli na wiosnę.
  Ale przecież nie ma wiosny.- stwierdził z pełnym przekonaniem Narif
Pory roku będą ci sprzyjać.- powiedziała z uśmiechem na twarzy wróżka - Wszyscy ludzie i zwierzęta także.
Czy mam już teraz wyruszyć?- zapytał Narif
Jeśli zależy ci na zadaniu i naturze, tak.  Musisz zdążyć w ciągu pięciu dni. I dlatego potrzebny będzie ci pomocnik. Ponieważ by pomóc komuś, ktoś musi najpierw pomóc tobie.
Zaraz po tym wróżka przyłożyła dwa palce do ust i gwizdnęła. Narif prawie nic nie usłyszał, ale po chwili zaraz za nim liście paproci się poruszyły. Narif gwałtownie wstał, ciągle patrząc na poruszające się paprocie.
  Co to jest?- spytał wróżkę
  Twój towarzysz.- odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się.
Nagle z paproci wystrzeliła kupa brązowego futra, rzucając się na Narifa. 

 Collie: BIG DREAM Grenwood FCI

Chłopiec w odpowiednim momencie wyciągnął ręce i złapał stworzenie. Położył go na ziemię i teraz zobaczył, co to naprawdę było. Przed nim stał pies z bystrymi, czarnymi oczami i poskręcanym, pofałdowanym futrem. Z uśmiechniętym pyskiem i błyszczącym spojrzeniem wpatrywał się w chłopca, a Narif patrzył na niego z lekkim rozbawieniem.
Jak pies miałby mi pomóc?- spytał się wróżki
Każdy może ci pomóc. Droga do góry Esterlah nie będzie taka łatwa. Podczas niej czeka cię wiele niebezpieczeństw i trudnych wyborów. Przyda ci się każda pomoc.- odpowiedziała- Więc czy jesteś gotów?
Tak, z pewnością mogę już iść.- odpowiedział śmiało Narif
To dobrze. Pamiętaj, że jeśli ci się uda, ocalisz naturę, czyli także wszystkich ludzi, stworzenia i rośliny. Powodzenia!
Po tych słowach wróżka odleciała z polany, pozostawiając za sobą smugę magicznego blasku.

Narif powoli wstał i rozejrzał się dookoła. Teraz, gdy wróżka już odleciała, wszystko było ciemne i ponure. Nie można było znaleźć w tym lesie radości. Ale, jak powiedziała wróżka, Narif może to naprawić. A więc nie ma na co czekać!


Góra Esterlah leżała daleko stąd, dlatego będzie musiał się pośpieszyć, by zdążyć przed letnimi powodziami. Ale co miała na myśli wróżka, mówiąc, że będzie musiał zasadzić ziarenko w odpowiednią porę roku, czyli wiosnę? Narif na razie nie chciał się nad tym zastanawiać. Włożył dłoń do kieszeni i sprawdził, czy ziarenko wciąż tam jest. I było. Chłopiec pogłaskał psa i ruszył na wschód, w stronę Esterlah. Piesek po raz ostatni obejrzał się za siebie i podreptał za Narifem z wielką chęcią pomocy.

Część 2

Część 3

Mikołaj Wyrzykowski
lat 12

Toruń, napisane 27.02.2010 – 25.03.2010


O czytaniu z twarzy

niedziela, 23 października 2011
Moja niedzielna niespodzianka to wiadomość od DAWN MIST "Mistusia". 

 DAWN MIST Grenwood FCI w wieku 7 tygodni

  Z domu wyjechał mały Mistuś, który powoli staje się dużym Misterem
DAWN MIST Grenwood FCI w wieku 7 miesięcy

o spojrzeniu i uśmiechu.....

Patrzę na te fotografię na uśmiech, oczy. Cieszę się tym co widzę, uśmiechnięty collie ! 

Czytanie twarzy to dwustronna czynność, tak robi człowiek i jego pies. 
Psy potrafią stwierdzić, czy ktoś się uśmiecha, a najlepiej wiedzą to o swoim właścicielu. Potwierdziły to badania naukowe, przeprowadzone przez profesora nadzwyczajnego Miho Nagasawa na Uniwersytecie Azabu w miejscowości Sagamihara w Japonii na grupie psów w wieku od 8 miesięcy do 6 lat. ( zobacz Japan Time z dnia 01.03.2011). 
W trakcie tych badań to psom pokazywano uśmiechnięte zdjęcia ich  właścicieli !!!!